Chwalebnym jest to, co w ramach humanitarnej pomocy władze polskiego państwa, instytucje, ngo-sy i szlachetni Rodacy ofiarowują opresjonowanym w swojej ojczyźnie wojennym uchodźcom, mieszkańcom Ukrainy.
Zatroskani organizatorzy oświaty i naukowcy rzucili się wręcz gromadnie na pomoc edukacyjnie „niezaopiekowanym” (neologizm za P. ex-minister A. Zalewską) dzieciom i młodzieży ukraińskiej. Trzeba ich szkolić i socjalizować - apelują – bo bez tego żyć się nie da, nawet w obcym językowo – tak w mowie, jak i w piśmie – kraju. Podobno system oświaty i jego funkcjonariusze dadzą radę (no może z „pewnymi drobnymi” systemowymi i ludzkimi perturbacjami – przyznają rozsądni naukowcy)! Czy nie przeceniamy hurraoptymistycznie swoich kompetencji i dobrej woli tych, którzy mieliby to robić? A co z mierzeniem zamiarów na siły?!
Z drugiej zaś strony niektóre okoliczności i trudności wydają się być mocno niedocenianymi.
Poważne są braki co do kadry władającej już nie tylko językiem ukraińskim, ale nawet niegdyś „popularnym” nad Wisłą językiem rosyjskim, mogącym przecież być użytecznym narzędziem komunikacji Polaków z Gośćmi. Nauka języka metodą „immersji” (zanurzenia albo wprost „wrzucenia na głęboką wodę”) w obcym języku nie będzie mieć zastosowania w polskiej edukacji szkolnej, przepełnionej nie potocznym, a specjalistycznym językiem. Proszę zauważyć, iż włączanie dorosłych, świadomych edukacyjnie studentów wymaga dłuższego, osobnego czasu dla wstępnego opanowania polszczyzny (z jej słuszną sławą języka trudnego!), a cóż tu dopiero mówić o dzieciach i młodzieży?!
Krajowe (ściślej: państwowe) podstawy programowe z zakresu humanistyki wypełnione są dziś treściami patriotycznymi, co skutkować mogłoby forsowną, a nieetyczną asymilacją kulturową. Prócz szacunku dla ich własnej kultury, jest tak szczególnie dlatego, że sytuacja naszych młodych Gości jest czasowo nieprzewidywalna, a zatem istotnie tymczasowa, zawieszona.
Co począć z fetyszyzowanymi przez system: sprawdzaniem, ocenianiem, klasyfikowaniem i promowaniem uczniów? Jak będzie się „rozliczać” młodych naszych Gości? A może znów pogodzimy się z biurokratycznym „porządkiem w papierach”, kosztem pozorowania prawdziwej, sensownej edukacji?!
Listę wysoce prawdopodobnych trudności można by dalej rozwijać. Ale nie o tym chcemy tu mówić. Chcemy wskazać prawodawcom oraz ich politycznym i naukowym doradcom na potrzebę racjonalnej refleksji, a nie na bazujących na stereotypach pamięci i emocji chaotycznych reakcjach.
Edukacja domowa jest oto w naszym kraju legalną alternatywą. Dlaczego ją prawnie odrzucać, miast korzystać z jej walorów wobec dzieci i młodzieży z Ukrainy?
Jak wiadomo, przynajmniej części uczniów edukacja domowa zapewnia poczucie bezpieczeństwa. Jest oczywistym, że po i wobec traumatycznych przeżyć naszych młodszych Gości, potrzeba im właśnie potwierdzania, iż są bezpieczni. Najpierw trzeba zaleczyć rany! Rodzina daje większe gwarancje zyskania takiego poczucia i takiej kuracji od każdej publicznej instytucji.
Skądinąd edukacja domowa przynosi – naukowo jednoznacznie potwierdzone – bardzo dobre efekty dydaktyczne. Piszący te słowa, wiele lat temu poznał w USA rodzinę ukraińskich imigrantów. Dwaj - 10- i 12-letni – chłopcy nie radzili sobie z matematyką w amerykańskiej szkole. Po przejściu na edukację domową i przy pomocy swej mamy w trzy miesiące skutecznie opanowali materiał matematyczny z dwóch rocznych podręczników szkolnych!
Z edukacją domową radzą sobie dobrze rodzice amerykańscy i polscy. Dlaczego odmawiać tej możliwości rodzicom z Ukrainy. Tym bardziej, że nie będą oni przez jakiś czas podejmować pracy w Polsce, a więc będą przebywać w miejscach zakwaterowania. Warunki do nauki na pewno się znajdą.
Rzecz jasna, przynajmniej w bieżącym roku szkolnym i tak nie można wymagać od ukraińskich uczniów „zaliczenia na ocenę” jakiegokolwiek „programu szkolnego”. Miast tego warto zadbać o umożliwienie im zapoznania się z językiem polskim. Nowoczesne technologie informacyjne winny tu efektywnie służyć pomocą przy niewielkich kosztach dla polskiego społeczeństwa (nie ma się co oszukiwać, że to nieistotna kwestia społeczna).
Oczywistym jest jednak to, że prawne regulacje owego rozwiązania, jakim aktualnie poddana jest polska edukacja domowa trzeba by stosownie zaadaptować do możliwości i potrzeb naszych ukraińskich Gości.
Koniec końców, zwyczajnie ludzkim byłoby pozwolić ukraińskim Rodzicom, choć są tylko Gośćmi, na wybór w omawianym tu oświatowym względzie.
Można jeszcze, wobec poważnych wyzwań pomocy dla naszych Sąsiadów z południowego wschodu, przed „spłynięciem dziecka” edukacji domowej do „społecznego ścieku”, „obetrzeć je i adekwatnie o nie zadbać”, a będzie z tego pożytek nawet dla Wielu.
prof. UAM dr hab. Marek Budajczak
15.03.2022 r.
O tym, jak Władza wylewa edukację domową z kąpielą sytuacyjnego braku kształcenia
dla młodych Ukrainek i młodych Ukraińców
(patrz art. 54. specustawy o pomocy obywatelom Ukrainy z 12 marca br.)
"Jest to kolejne i rozszerzone wznowienie publikacji profesora Marka Budajczaka, zajmującego się nie tylko praktyką edukacji domowej, ale również prowadzącego rzetelne badania naukowe na temat tej formy kształcenia. Ich wynikiem jest właśnie wspomniana książka, powstała na podstawie obszernej anglojęzycznej literatury przedmiotu, analizy prawa oświatowego kilku państw, jak i licznych kontaktów z rodzinami ED mieszkającymi w Polsce, jak również za granicą. Książka ta wprowadziła także i właścicielkę Wydawnictwa Iosephicum w cudowny świat edukacji domowej, powinna więc rozwiać wiele wątpliwości dotyczących tej sprawy. Myślę, że i dzisiaj będzie dobrze służyła wielu rodzinom."
Marek Budajczak
Edukacja domowa ... po latach
Możliwość wsparcia działań Instytutu Educatio Domestica: 73 8682 0004 0031 0066 2000 0010
Instytut Educatio Domestica
© 2016-2022 Fundacja INSTYTUT EDUCATIO DOMESTICA. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Strona zrobiona w kreatorze stron internetowych WebWave